Przeskocz do treści

2

Jest wtorek 1 sierpnia 1944 roku w Warszawie, godzina 15:00 - powszedni dzień w okupowanym mieście. Wielu mieszkańców udało się jak zwykle do pracy aby zarobić na utrzymanie rodziny, inni wybrali się na bazary lub obrzeża miasta, aby zdobyć żywność na obiad…  Jest ciepło i parno, na przemian słonecznie i pochmurnie, co jakiś czas pojawia się przelotny deszcz.  Pewnie dlatego we wspomnieniach każdego z uczestników sierpniowych wydarzeń pogoda w tym dniu zapisze się inaczej. Wszyscy jednak będą zgodni co do tego, że już od samego rana coś wisiało w powietrzu. Coś, co wyrosło z wielkiej nadziei, a jednocześnie budziło niepokój.

Atmosfera na ulicach gęstniała już bowiem od połowy lipca, a dokładnie od chwili, kiedy w Warszawie pojawili się Niemcy. Ale nie ci butni, pewni siebie i aroganccy, którzy zawłaszczyli sobie miasto i jego ulice już we wrześniu 1939 roku – to byli zupełnie inni Niemcy: brudni, nieogoleni, obdarci, wystraszeni i zrezygnowani, nierzadko zakrwawieni i w bandażach. Ci silniejsi szli pieszo, ci słabsi siedzieli lub leżeli na wypełnionych szabrowanymi rzeczami furmankach, za którymi ciągnięto krowy i inne zwierzęta gospodarskie. Cała ta ewakuacja z frontu, nawet nie samochodami, a zwykłymi wozami chłopskimi zaprzężonym w konie, tchnęła otuchę w mieszkańców Warszawy – jednak można ich pokonać! Poczucie to wzmacniała pospieszna ewakuacja urzędów niemieckich – palono dokumenty i wywożono meble oraz  wyposażenie, niemieccy urzędnicy i folksdojcze walczyli między sobą na dworcach kolejowych o miejsca w podstawianych licznie pociągach. Warszawa stawała się miastem przyfrontowym -  okupant ewakuował się! Powszechnie panowało przekonanie, że jakby co, to wystarczą 3 dni narodowego zrywu, żeby pozbyć się go z miasta raz na zawsze. Pytanie tylko, kiedy?

Bowiem o tym, że Powstanie rozpocznie się dzisiaj, wiedzieli wyłącznie członkowie organizacji podziemnej, a i to nie wszyscy. Co prawda rozkazy o jego wybuchu zostały podpisane wczoraj, koło godziny 18, jednak nie udało się ich dostarczyć pod konspiracyjne adresy przed godziną policyjną.  Ich rozwożenie tak naprawdę rozpoczęło się dopiero dzisiaj rano i mimo wysiłków łączników, nie do wszystkich członków organizacji uda się dotrzeć przed godziną „W”.

Ci, którzy już otrzymali rozkazy stawienia się punktach koncentracji, zgodnie z instrukcją pakowali do plecaków dokumenty, biało-czerwone opaski, broń (o ile ją mieli) i jedzenie na trzy dni – tyle przecież, nie dłużej, miało trwać Powstanie. Tak wyposażeni, ubrani w długie płaszcze i buty z wysokimi cholewami, udawali się na miejsca zbiórek. Tramwaje już od rana jeździły zatłoczone do granic możliwości, dlatego, w miarę docierania rozkazów do kolejnych członków organizacji, zwiększała się na ulicach liczba młodych ludzi zmierzających pieszo pod wyznaczone adresy.

Niektórzy członkowie organizacji podziemnej otrzymali rozkazy patrolowania miasta i przekazywania informacji o nietypowym zachowaniu Niemców, strzelaninach oraz patrolach niemieckich. A tych ostatnich jest sporo i są wyjątkowo duże. Liczące nawet po 10-12 osób grupy żandarmów i żołnierzy niemieckich przemierzają miasto, pozornie całkowicie ignorując szybko przemieszczające się grupy jednakowo, wręcz prowokacyjnie  ubranych młodych ludzi, którzy pod płaszczami starają się ukryć wypchane plecaki, pakunki oraz broń.

A przecież Niemcy musieli wiedzieć - mieli swoich wiarygodnych informatorów, a na dodatek w ostatnim czasie przejęli kilka składów broni i amunicji, których wielkość na pewno dała im myślenia. Być może zakładali, że będzie tak samo, jak z mobilizacją, która miała miejsce w piątek 28 lipca i po kilku godzinach została odwołana? Niemożliwe żeby umknął ich czujnej uwadze zwiększony ruch młodych ludzi, rozchodzących się po odwołaniu akcji do domów. A może po prostu nie chcieli prowokować nowego ogniska zapalnego w obliczu zbliżającego się frontu? Takie podejście wyjaśnił by również brak z ich strony jakichkolwiek represji na całkowite zignorowanie przez warszawiaków wezwanie do stawienia się w dniu 27 lipca o godzinie 8:00 do kopania rowów strzeleckich i przeciwczołgowych.

Nie wszystkie jednak patrole są równie obojętne na to, co dzieje się na ulicach. Co jakiś czas w różnych miejscach miasta słychać strzały, którymi przyszli powstańcy odpowiadają na próby zatrzymania ich przez Niemców. Najbardziej znana z takich potyczek, uznawana za nieformalne rozpoczęcie Powstania, miała miejsce o 13:50 na Żoliborzu, kiedy to ciężarówka wioząca niemieckich żołnierzy zatrzymała się, gdyż jej dowódcy nie spodobało coś w wyglądzie lub zachowaniu żołnierzy AK, zmierzających do punktu koncentracji.

Równie czujny jest niemiecki patrol wojskowy, kontrolujący samochody w okolicach skrzyżowania ulic Wolskiej i Sowińskiego. Do godziny 15-tej na pobliskim przystanku zdążyła się już zebrać spora grupa osób, czekających na tramwaj. Nie było go tak długo, że zaczęto podejrzewać jakąś awarię. Nikt nawet nie domyśla się, że jest to skutek strzelanin w mieście i porzucania wagonów przez motorniczych.

Wśród oczekujących widać sporo kobiet, niektóre z dziećmi, których nie mogły zostawić samych w domu. Przyjechały tutaj, aby zaopatrzyć się w warzywa w pobliskich gospodarstwach rolnych i teraz trudno im podjąć decyzję o powrocie do domów na piechotę z ciężkimi, wypełnionymi ziemniakami i kapustą torbami. Może jednak tramwaj zaraz przyjedzie? Jest gorąco i duszno, w pobliżu nie ma żadnego wysokiego drzewa, które dawało by cień… Tę monotonię przerywa seria z karabinu maszynowego.  To z samochodu zatrzymanego przez Niemców wyskoczyło dwóch mężczyzn, którzy ostrzeliwując się uciekają w ulicę Sowińskiego. Są z AK i właśnie jechali na punkt zbiórki.  Wywiązuje się strzelanina, w wyniku której kilku Niemców zostaje rannych, ale na szczęście żołnierzom AK udaje się zniknąć im z oczu wśród zabudowań i podwórek ulicy Karlińskiego. Korzystając z zamieszania, zatrzymany samochód odjeżdża. Nie wiemy kto był w środku – możemy jedynie domyślać się, że ktoś ważny w strukturach podziemnych, skoro na zbiórkę jechał samochodem, a towarzyszący mu żołnierze byli dobrze uzbrojeni.

Świadkowie tego wydarzenia, którzy podczas strzelaniny padli na ziemię, ostrożnie podnoszą się. Jest niebezpiecznie, ale na szczęście można się szybko ukryć w pobliskim budynku. Z okien istniejącej do dzisiaj kamienicy Wolska 174 doskonale widać, jak Niemcy w odwecie za niepowodzenie zatrzymują na ulicy ośmiu przypadkowych przechodniów –  samych mężczyzn. Wśród zatrzymanych jest młody chłopak, który akurat biegł ulicą z pakunkiem, zawierającym żywność.  Być może myśląc, że Powstanie już się zaczęło, chciał jak najszybciej dołączyć do kolegów w punkcie zbiórki?

Niemcy prowadzą całą ósemkę pod ścianę domu na rogu Sowińskiego i Karlińskiego. Słychać strzały – ciała osuwają się na ziemię, zajmując prawie całą szerokość wąskiego w tym miejscu chodnika…

Są to pierwsze cywilne ofiary Powstania. Nikt nawet nie przypuszcza, że w ciągu najbliższych dni ich liczba na samej tylko Woli dojdzie do 65 tysięcy.

*******

Kamienica o adresie Sowińskiego 28, pod którą dokonano opisanej powyżej egzekucji,  nie przetrwała do dzisiejszych czasów. W jej miejscu stoi obecnie tablica o lapidarnej treści: „Tu 1 sierpnia 1944 r. hitlerowcy rozstrzelali 8 Polaków”.  Jest to jedna z wielu warszawskich tablic z szarego piaskowca z motywem krzyża maltańskiego, upamiętniających miejsca walki i męczeństwa II wojny światowej, projektu nieżyjącego już rzeźbiarza Karola Tchorka. Tablica ta została w zeszłym roku odrestaurowana.

Dagma

 Źródła:

  1. Archiwum Historii Mówionej - www.1944.pl
  2. Katarzyna Utracka - Powstańcze miejsca pamięci Wola 1944 – Urząd Dz.Wola 2009

 

10

Długo zastanawiałam się od czego zacząć opowieści o Odolanach i ostatecznie wybór padł na najstarszy obiekt, który jak żaden inny odcisnął swoje piętno na wsi Odolany, od  której pochodzi nazwa naszego rejonu Warszawy. Chodzi mianowicie o resztki dawnego carskiego fortu o pierwotnej nazwie - „Форт B –Щ” (Fort W-Szcza), obecnie zwanego po prostu Fortem Odolany.

Piętno, o którym wspomniałam, wyraziło się w całkowitym zablokowaniu możliwości rozwoju obszarów, znajdujących się w pobliżu fortu aż do 1916 roku. Otóż pod koniec XVIII wieku granicę Warszawy wyznaczały ulice Okopowa, Towarowa, Koszykowa i Polna, biegnące wzdłuż wałów usypanych w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego (tzw. okopy Lubomirskiego). Wjazd do miasta możliwy był jedynie przez rogatki, na których kontrolowano dokumenty oraz pobierano opłaty za wjazd i wwóz towarów do miasta. Pierwotnie okopy te powstały z myślą o ochronie mieszkańców Warszawy przed epidemią dżumy, ale po ich wzmocnieniu pod koniec XVIII wieku pełniły również funkcję militarną.

Można zaryzykować stwierdzenie, że kontynuacją tradycji obwałowywania Warszawy stała się budowa w 1876 r. warszawskiej Kolei Obwodowej, biegnącej w wysokim nasypie przez Wolę i Powązki, oraz carskie plany wybudowania dwóch pierścieni fortów, z których wewnętrzny, w skład którego wchodził Fort Odolany, obejmował wyłącznie lewobrzeżną część Warszawy, natomiast zewnętrzny również część prawobrzeżną.  Fakt otoczenia Warszawy pierścieniami obwałowań i fortyfikacji bardzo hamująco wpłynął na rozwój zabudowy nie tylko na obszarach położonych poza twierdzą, ale również w szerokim pasie leżącym wewnątrz niej. Zgodnie bowiem z „Prawem o zarządzie fortec” na siedmiowiorstowy pas od linii ognia umocnień nałożone były ograniczenia odnośnie do własności gruntu oraz możliwości jego zagospodarowania.  W najbliższym sąsiedztwie fortów zakazywano jakiejkolwiek zabudowy, natomiast w strefie dalszej dopuszczano jedynie zabudowę drewnianą, którą można było w razie potrzeby szybko rozebrać lub spalić. Skutkowało to zarówno nakazami rozbiórki obiektów, które istniały przed budową umocnień, jak i praktycznie wstrzymaniem możliwości rozwoju podwarszawskich wsi. Wszystko to spowodowało, że otoczona uprawnymi polami i właściwie pozbawiona przedmieści Warszawa była bardzo przeludniona.  Sam proces włączania do miasta podwarszawskich wsi, wśród których były Odolany, mógł się rozpocząć dopiero wraz z likwidacją twierdzy. Tereny dzisiejszych Odolan zostały włączone do Warszawy w 1916 roku, dzięki  czemu stolica pozyskała praktycznie niezabudowane tereny, na których bez przeszkód mógł rozwijać się przedwojenny przemysł.

Ale wracając do samych fortów, które miały uczynić z Warszawy twierdzę. W roku 1883 jako pierwszy wybudowano pierścień zewnętrzny, leżący w odległości 6-7 km od centrum miasta. Składał się on z czternastu bardzo podobnych do siebie, otoczonych fosami dwuwałowych fortów o ceglano-ziemnych umocnieniach i ze stanowiskami dla piechoty i artylerii.

W 1886 r. rozpoczęto budowę fortów pierścienia wewnętrznego, które dodatkowo miały pełnić funkcje składów amunicji. Były one oddalone od pierścienia zewnętrznego o 2-3 km i dostały nazwy od pierwszej litery nazw wsi, w pobliżu których się znajdowały, jak np. Fort W (Wola) i Fort Szcza (Szczęśliwice). Budowę twierdzy Warszawa zakończono w roku 1890. Do roku 1892 wzmacniano jedynie wewnętrzną linię fortów poprzez budowę pomiędzy nimi tzw. punktów oporu. Otrzymały one nazwy od nazw fortów, pomiędzy którymi się znajdowały. W ten sposób nasz Fort Odolany otrzymał nazwę Fort W-Szcza.

Był to jeden z sześciu bliźniaczych fortów, z których dosyć dobrze zachował się Fort Rakowiec. Zbudowany na planie spłaszczonej litery „W” miał 250 m długości i 100 m szerokości, a w obrębie jego rowów znajdował się obszar ok. 1,1 ha. Jego przeznaczeniem była obrona niezwykle ważnych szlaków komunikacyjnych do Wiednia oraz Kalisza. Poniżej fragment mapy z 1936 r. przedstawiający fort oraz jego usytuowanie względem szlaków kolejowych:


źródło:  www.mapa.um.warszawa.pl, udostępnione przez BGiK, pobrane w dniu 22.06.2018

Fort Odolany był połączony z sąsiadującymi fortami „Wola” i "Szczęśliwice" wałami fortecznym i fosami, które są dobrze widoczne na załączonej kompilacji map. Dzięki temu mógł zapewnić wsparcie artyleryjskie swoim najbliższym sąsiadom lub, w razie potrzeby, otrzymać takie samo wsparcie od nich:


źródło: www.mapa.um.warszawa.pl, udostępnione przez BGiK, pobrane w dniu 22.06.2018 oraz www.stareplanymiast.pl

Istnienie wału i fosy pomiędzy Fortem Wola i Fortem Odolany tłumaczy, dlaczego ulice Karlińskiego i Przyce były idealnie równoległe i do tego leżały bardzo blisko siebie. Po prostu jedna biegła po jednej stronie umocnień, a druga po drugiej. Ciekawostką jest, że najprawdopodobniej od Fortu pochodzi nazwa prowadzącej do niego ulicy Przyce, z której dzisiaj zachował się tylko krótki fragment. Przypuszczalnie najpierw Niemcy dokonali transkrypcji rosyjskiej nazwy fortu „Щ” na „Tscha”, zaś z czasem jej wymowa ulegała kolejnym uproszczeniom na „Cza” i „Cze”, aby ostatecznie skończyć jako „Ce”. Ulica Przyce znajdowała się po prostu „Przy forcie Ce”.

Kres świetności Fortu nadszedł wraz z carską decyzją z dnia 31 stycznia 1909 r. o kasacji twierdzy "Warszawa". Od tego momentu rozpoczęła się dewastacja obiektu, do której w znacznej mierze przyczyniła się rozbudowa infrastruktury kolejowej na Odolanach. Na zdjęciu lotniczym z 1935 r. widać już jedynie fragment północnej części fortu, pozostała część terenu została zagospodarowana przez Koleje Polskie. Zdjęcia infrastruktury kolejowej w okresie międzywojennym nie były jawne, stąd „białe” plamy na zdjęciu, wyglądające jak akwen wodny Na zdjęciu widać również ulice Sowińskiego, Karlińskiego i Wolską, która na wysokości Odolan była przed wojną gęsto zabudowana.


źródło: www.mapa.um.warszawa.pl, udostępnione przez BGiK, pobrane w dniu 22.06.2018

Z kolei na zdjęciu z 1945 roku, widać, że północny fragment fortu oraz fosa w kierunku Fortu Wola przetrwały wojnę. Widać na nim również okopy wojskowe (w czasie okupacji teren fortu był wykorzystywany do obrony taboru kolejowego):


źródło: www.mapa.um.warszawa.pl, udostępnione przez BGiK, pobrane w dniu 22.06.2018

Po wojnie dzięki zniwelowaniu wałów i rowów międzyfortecznych, Państwo weszło w posiadanie pasa gruntu o szerokości ok. 100 m i długości 2 km, który sukcesywnie były zagospodarowywany. Które budynki na Odolanach powstały w miejscu wału łączącego Forty Wola i Odolany łatwo sprawdzić, znając przedwojenny przebieg ulic Karlińskiego i Przyce – są to między innymi JK64, JK51 i biurowiec Konsalnetu.

Niezajęty przez infrastrukturę kolejową teren Fortu przeznaczono, przypuszczalnie w latach 70-tych XX wieku, na ogródki działkowe przy ul. Potrzebnej, dzisiaj już praktycznie nieistniejące.

Ostatnio pojawiła się inicjatywa, aby teren Fortu Odolany zagospodarować i udostępnić mieszkańcom na cele rekreacyjne jako park. Jest to inicjatywa cenna, szczególnie w sytuacji, kiedy dzielnica cierpi na brak miejsc do rodzinnego spędzania czasu na wolnym powietrzu, a teren fortu i tak nie jest w żaden rozsądny sposób zagospodarowany. Należy jednak pamiętać, że teren fortu nie ma obecnie bezpośredniego połączenia ani z Włochami ani z nowopowstałymi osiedlami na Odolanach. Dodatkowo, z uwagi na sąsiedztwo betoniarni i przeładowni kruszyw oraz niewielką powierzchnię, nie może być alternatywą dla parku, o który od kilku lat walczą mieszkańcy Odolan.  Na pewno jednak niewymierną korzyścią z zagospodarowania tego terenu byłoby ocalenie od dalszej dewastacji i zapomnienia kawałka historii Warszawy. Aż się prosi, żeby włączyć Fort Odolany do kompleksu mającego powstać w pobliżu Muzeum Kolejnictwa, wszak jego pierwotnym przeznaczeniem była m.in. obrona kolei. Można by również włączyć Fort Odolany do Fortecznego Szlaku Rowerowego, o ile w końcu powstanie (http://siskom.waw.pl/rowery-warszawa-fsr.htm). Na chwilę obecną wygląda jednak na to, że dalsze losy Fortu Odolany będą zależały od dobrej woli PKP i siły perswazji Burmistrza Woli, którym szczerze kibicuję w tej sprawie.

Obecnie bowiem mało kto zapuszcza się na nieprzyjazne, rozległe tereny wzdłuż torów kolejowych na Odolanach. Jest to królestwo uciążliwych dla mieszkańców dzielnicy żwirowni i betoniarni. Tereny, których lokalny przemysł nie zdołał zmienić pustynię, porastają gęste chaszcze, utworzone z samosiejek tzw. chwastu drzewnego, dzikiej róży, kolczastych jeżyn, pokrzyw i zdziczałych drzew owocowych. Wśród tej zieleni natknąć się można na sterty śmieci i starych opon, noclegowiska bezdomnych. Wszystko to razem wzięte, pokryte dodatkowo warstwą wszechobecnego kurzu, nie zachęca do odwiedzin. Dlatego też zapewne niewielu z czytających ten artykuł dotarło do szczątków fortu. Odszukanie ich nastręcza duże trudności, szczególnie latem, kiedy w gęstwinie bujnej zieleni nie widać po czym ani dokąd się idzie. Kiedy byłam w terenie zrozumiałam, dlaczego wszystkie zdjęcia fortu zamieszczone w Internecie były robione w okresie bezlistnym. Postanowiłam nie ryzykować połamania nóg i zadowoliłam się znalezieniem fragment schronu, pochodzącego najprawdopodobniej z czasów II wojny światowej.

Gdyby jednak ktoś jednak miał ochotę wybrać się i zobaczyć fort jeszcze w stanie dzikim podaję współrzędne geograficzne, 52.214920, 20.934876 lub 52°12'53"N 20°56'05"E, a dla tych, co wolą poczekać na uporządkowanie terenu zamieszczam parę aktualnych zdjęć schronu i okolicy.

Dagma

Ocalałe ogródki działkowe

Tędy się nie da dojechać do fortu…

Ktoś tu mieszka…

Fajne chaszcze…

Schron

 

4

Wielu z nas trafiło na Odolany z przypadku, w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi i widząc powstające jak grzyby po deszczu nowe domy nawet nie zdaje sobie sprawy, jak szybko, bo zaledwie w ciągu kilku ostatnich lat, dzielnica zmieniła się nie do poznania. Cieszy nas, że znikają rudery i złomowiska, jednak jednocześnie smuci fakt, że wraz z każdym wybudowanym apartamentowcem znika bez śladu kawałek historii tego miejsca. Okresy okupacji, Powstania Warszawskiego, oraz odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych spowodowały, że rozwijająca się i tętniąca życiem dzielnica przekształciła się w nieprzyjazne zagłębie przemysłowe i magazynowe.

Żeby uświadomić sobie, jak bardzo zmieniły się Odolany od 1944 roku wystarczy spojrzeć na poniższą mapkę:

Źródło: www.stareplanymiast.pl

Analizując układ ulic łatwo dojść do wniosku, że dzisiaj trudno było by odnaleźć konkretne miejsce na podstawie przedwojennego adresu.

Przed wojną jedną z najważniejszych ulic Odolan była ulica Karlińskiego biegnąca łukiem od Sowińskiego do Grodziskiej. Niemniej ważne były ulica Falkowska oraz prowadząca do samych Włoch ulica Sieradzka. O ile jednak zachował się zarys znacznego fragmentu dawnej ulicy Karlińskiego, to po ulicy Sieradzkiej została jedynie tabliczka z nazwą ulicy przy stacji benzynowej Shell oraz kamienica o adresie Studzienna 5, wybudowana prawdopodobnie w 1932 r przez pana Bolesława Bucholca, i jego żonę Michalinę - właścicieli dużego folwarku rolnego „Studzienna”.

We wschodniej części Odolan, równolegle do ulicy Ordona, ulicę Jana Kazimierza łączyły z ulicą Gniewkowską takie ulice jak Chrzanowska, Stańczyka czy Gizów, po których zostały jedynie krótkie fragmenty. Ulice te były zarówno brukowane, jak i nieutwardzone - fragmentów starego bruku można np. dopatrzeć się jeszcze na równoległym do Wolskiej, zapuszczonym odcinku ul.Karlińskiego. Podczas Powstania Warszawskiego Niemcy spalili zabudowę, ale przedwojenny układ ulic zachował się jeszcze do lat sześćdziesiątych.

Należy podkreślić, że jeszcze przed wojną Odolany zostały włączone w administracyjne granice Warszawy, co wraz z uruchomioną w 1924 r. wzdłuż ulicy Wolskiej linią tramwajową, dochodzącą do Cmentarza Wolskiego, było katalizatorem ich rozwoju. Zlokalizowane tu były zarówno, duże jak na tamte czasy, fabryki (np. Państwowa Fabryka Karabinów, w której w 1935 r. opracowano konstrukcję słynnego polskiego pistoletu samopowtarzalnego VIS), jak i gospodarstwa rolne, czy drobne zakłady rzemieślnicze i obiekty kultu religijnego (np.Synagoga przy ul.Karlińskiego).

Uważamy, że warto zebrać i zachować w pamięci opisy tych miejsc oraz wspomnienia ludzi związane z naszą dzielnicą. Zarówno te odległe, sprzed wojny, jak i całkiem niedawne.

W miarę posiadanej wiedzy i materiałów będziemy je zamieszczać na stronie Stowarzyszenia. Każdego, kto chciałby nam w tym pomóc, zapraszamy do współpracy. Niech genius loci będzie z nami!